Monday, December 28, 2015

Święta, święta i po świętach...



W tym roku właściwie prawie w ogóle nie odczułam, że są święta i jakoś były tylko dodatkiem do mojej wycieczki. 

 Pierwszym etapem był St. Petersburg, gdzie spędziłam wigilię i pierwszy dzień świąt dzięki Paulinie, która zorganizowała u siebie kolację i mnie ugościła za co ogromnie jej dziękuję. Był opłatek, tradycyjne potrawy i oczywiście pasterka. Nie przypuszczałam, że spotkam tam tak wielu polaków. Przez chwile czułam się jakbym była na pasterce w Polsce i jakby faktycznie te święta nie były tego roku nadzwyczajne. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że nie jestem osobą jakoś szczególnie kościelną. Ale może to, że jestem tak daleko od domu i to, że nie mogłam tych świąt spędzić z najbliższymi sprawiło, że kościół pełen polskich ludzi śpiewających wspólnie kolędy niesamowicie mnie poruszył. Mimo tego, że jestem w pięknym miejscu i sprawia mi ogromną przyjemność poznawanie nowej kultury nie sądzę, żebym mogła nią całkowicie przesiąknąć, bo z tej perspektywy widzę jak bardzo przywiązana jestem do polskich tradycji i tego co dobre, bo... polskie :D 
Dodatkowo bardzo dotarło do mnie kazanie księdza, które odniosłam do własnych ostatnich doświadczeń w mojej host rodzinie. Wieczór wigilijny był więc tradycyjnie po polsku bardzo sentymentalny i pełen zadumy... 

Pierwszy dzień świąt spędziłyśmy mimo wielu planów dość leniwie włócząc się po St Petersburgu i zwiedzając okolice. I szczerze mówiąc przynajmniej odpoczęłam trochę. Samo miasto świetne, plaża nocą najpiękniejsza jaką widziałam. I klimat, który niesamowicie mi odpowiada ! Żałuję jedynie, że nie zdażyłam zobaczyć muzeum Salvadora Dali, ale dzięki temu mam powód, żeby w okolice St. Pete jeszcze wrócić. 




Drugiego dnia świąt wybrałam się do Orlando i oczywiście do Universal Studio, które ku zdziwieniu wszystkich z obsługi zwiedzałam samotnie. I byłoby więcej zabawy zwiedzać z kimś i wspólnie korzystać ze wszystkich atrakcji, ale mimo, że byłam tam sama bawiłam się równie dobrze, pomimo, że zaczynała mnie rozkładać choroba i brakowało mi głosu... Jedyne co mogę polecić to wybrać się do Orlando na zdecydowanie więcej niż kilka godzin jak było w moim przypadku. Bo przez to nie mogłam sobie pozwolić na czekanie w wielu kolejkach i korzystanie ze wszystkiego. Ale czułam się mega szczęśliwa z mojego prezentu świątecznego dla siebie od siebie :) 






Zdecydowanie najlepszą częścią parku był dla mnie park Harrego Pottera, podzielony na dwie części. Pierwsza część znajduje się po stronie Universal Studio. Ulica, przy której znajduje się słynny dworzec Kings Cross, wygląda jakbyśmy na prawdę znajdowali się w Londynie. A przechadzając się przez jej zakamarki docieramy do dziury w murze, przez która możemy przejśc do filmowej Ulicy Pokątnej i Banku Gringotta. Wchodząc na dworzec Kings Cross docieramy na peron 9 i 3/4 i możemy przejechać się pociągiem Hogwart Express do wioski Hogesmeade, po drugiej stronie parku na Island of Adventure, gdzie między innymi skosztować można Butterbeer czyli ulubionego napoju uczniów Hogwartu. A jeśli o Hogwarcie już mowa to obowiązkowym punktem (dla tych, którzy mają czas stać w kolejkach) jest zwiedzanie zamku.











I nadszedł czas powrotu do West Palm Beach, gdzie został mi już tylko tydzień rozkoszowania się słońcem i upałami. 
I tylko 20 dni do wakacji ! :) 

Z bardzo porannych refleksji au pair: 

Kiedy o 5.00 nad ranem słyszycie matkę, która krzyczy na swoje dzieci, bo się już obudziły i wariują, a ona chce je uspokoić, żeby jeszcze posiedziały w pokoju, co by tak wcześnie z nimi nie wstawać i gasi im światło każąc im iść spać. A pare minut później przychodzi do Was dziecko prawie płacząć i skarżąc, że mama była dla nich nie dobra, zgasiła im światło i boją się spać...
Pojawia się mój odwieczny dylemat tutaj - mieć to w dupie i nie podważać "autorytetu dobrej mamy", w końcu co zmienię przez jeden rok... czy być po stronie dzieci,bo przecież... to tylko dzieci. 

No comments:

Post a Comment