Saturday, March 26, 2016

New Orleans


To był intensywny tydzień, tyle się wydarzyło, że nawet nie wiem od czego zacząć. W ciągu właściwie pięciu dni zobaczyłam tak wiele niesamowitych rzeczy, odwiedziłam dwa stany i trzy miejsca - najpierw Nowy Orlean w stanie Luizjana, a następnie Miami i Key West na Florydzie.

Postanowiłam, że podzielę relację z moich wakacji na dwa odrębne posty, a zacznę od magicznego Nowego Orleanu! Miejsca, w którym narodził się jazz, a imprezy trwają 24h na dobę 7 dni w tygodniu. Nasze pierwsze wrażenie nie było jednak zbyt pozytywne. Po wylądowaniu i wyjściu z lotniska okazało się, że pogoda nie spełnia naszych oczekiwań. W przeciwieństwie do tego co zapowiadały prognozy było wietrznie i zupełnie jak w Nowym Jorku. A my przygotowane byłyśmy jedynie na upały. Byłyśmy więc przerażone - w czym my będziemy chodzić przez następne dwa dni?! 

Po dotarciu na miejsce, w którym miałyśmy nocleg - skorzystałyśmy z portalu airbnb.com i wynajęłyśmy pokój u osoby prywatnej, tanio i przyjemnie, polecam! - od wejścia w mieszkaniu słychać było delikatną muzykę jazzową. Klimat Nowego Orleanu dopiero się zaczynał. Następnego dnia rano rozpoczęłyśmy zwiedzanie. Od razu oczarowała nas okolica pełna bajecznych kolorowych i charakterystycznych dla Nowego Orleanu domów. Na prawdę pięknie zdobionych.



Jak już pisałam pogoda nie była taka jak się spodziewałyśmy, więc pierwszym punktem wycieczki okazało się centrum handlowe, co by zaopatrzyć się w cokolwiek co można ubrać wieczorem idąć na miasto. Potem już mogłyśmy spokojnie udać się w okolicę French Quarter czyli chyba najbardziej znanej dzielnicy Nowego Orleanu. Włóczyłyśmy się wąskimi uliczkami, podziwiając jego urokliwą zabudowę, wypełnioną kawiarenkami i wszechobecną muzyką. Udałyśmy się na Jackson Square oraz do French Market, przy okazji szukając koralików, które są bardzo charakterystyczne dla Nowego Orleanu, szczególnie dlatego, że ludzie bawiący się na słynnej Bourbon Street rzucają je przechodniom z balkonów. Wszędzie na ulicy były kolorowe koraliki.

Jedną z głównych atrakcji było dla mnie odwiedzenie Cafe du Monde.
Dla tych, którzy oglądali film Chef i pamiętają scenę, w której główny bohater zabiera swojego syna na Beginet - czyli coś w rodzaju francuskiego pączka, to właśnie to miejsce było na mojej liście. Kawiarnia posiada dwa produkty - wspomniane beginet oraz cafe au lait, a kolejka aby je nabyć jest niesamowicie długa. Jednakże - warto poczekać, aby spróbować czegoś tak pysznego. Cena za jedną porcję- 3 pączki + kawa to tylko 6$  


Oczywiście, jak zwykle stojąc w kolejce usłyszałyśmy z Agatą,że kobiety przed nami mówią po polsku:) Postanowiłyśmy się troszkę poradzić, gdzie najlepiej pójść wieczorem, posłuchać dobrej muzyki i fajnie się pobawić. W odpowiedzi na nasze pytanie usłyszałyśmy, aby na pewno nie iść na słynną Bourbon Street, bo tam jest syf, kiła i mogiła i pełno turystów. Za to na Frenchman Street na pewno nam się spodoba. Chcąc jednak doświadczyć jednego i drugiego, postanowiłyśmy, że po drodze na Frenchman Street zaliczymy Bourbon i też będzie fajnie. Tak się nie stało. Nie to, że było nie fajnie, ale było tak dobrze, że aż na Frenchman nie dotarłyśmy ! :) 


Chodziłyśmy z szeroko otwartymi oczami, uśmiechami od ucha do ucha, jak dzieci które właśnie dostały nową zabawkę. Pomimo syfu, kiły i mogiły, oczarowała nas ta nigdy nie kończąca się impreza, muzyka na żywo w każdym barze, przedziwni ludzie na ulicach i kolorowe koraliki. W Nowym Orleanie można legalnie pić alkohol na ulicach, o ile jest on w plastikowym kubeczku, a nie butelce czy puszce. Bezkarnie można więc spacerować z piwem, a w każdym barze można nabyć "drink to go". Mogłyśmy więc posłuchać muzyki rockowej w piano barze i  udać się do bardziej kameralnej knajpki, gdzie w pierwszym rzędzie jak zahipnotyzowane raczyłyśmy się koncertem jakiegoś jazzowego zespołu. Każdy bar miał zupełnie inny klimat. I tak, od baru do baru, mogłyśmy potańczyć i pobawić się to tu, to tam... 
Zupełnie nie chciało się wracać do domu.



Po moim tygodniu wakacji mam dla Was dwie rzeczy, które mogę zaliczyć do listy "must do" będąc w USA. Jedna z nich - przeżyć Bourbon Street, a kolejna w następnym poście :) 

Bardzo istotna rzecz, dla osób które może kiedyś zechcą wybrać się w to miejsce - komunikacja miejska jest mega tania! 3$ kosztował nas bilet na nielimitowane przejazdy przez 24h. W porównaniu do Nowego Jorku - jeden przejazd kosztuje 2,75$. Do tego tramwajem czy autobusem można było wszędzie bardzo łatwo dojechać i zobaczyć wszystkie najbardziej istotne miejsca. 






Żeby nie było, że Nowy Orlean to tylko impreza. W dzień udało nam się zobaczyć wiele ciekawych miejsc, nie tylko French Quarter i Jackson Square ale też park Louisa Armstronga czy choćby słynne cmentarze z charakterystycznymi grobowcami oraz City Park i Park Rzeźb. Z przyjemnością wybrałabym się do Nowego Orleanu raz jeszcze i Wam także bardzo polecam!:) 

No comments:

Post a Comment