Thursday, September 10, 2015

Nigdy nie wiesz...

Pierwszy tydzień pracy w Nowym Jorku praktycznie za mną. Jeszcze tylko jutro kilka godzin, zakładam wygodne buty i wyruszam przed siebie, żeby odkrywać to cudowne miasto:) Wczoraj po raz pierwszy wybrałam się z dzieciakami sama do parku - średni był w szkole, a ja z najmłodszym i najstarszą wyruszyłam spacerem wzdłuż 5th Avenue na plac zabaw. Czułam się jak filmowa niania pchając wózek i podziwiając po drodze widoki. 


Dziś z kolei z powodu deszczu (który mam nadzieję odpuści trochę w weekend i nie zrujnuje moich planów) mieliśmy głównie playdate w domu. Przyszła do nas Au Pair mieszkająca dwa bloki dalej, której rodzina przyjaźni się z moją i dzieciaki się razem bawiły. I na tym polega życie tutaj, jak mówi moja hostka " W Nowym Jorku polegasz na swoich znajomych, więc rób sobie znajomości..". Zauważyłam, że amerykanie mają bzika na punkcie posiadania dużej ilości tzw. "przyjaciół" i ciągłych spotkań z nimi. Tak więc... jestem na etapie poznawania innych opiekunek, niestety głównie zwykłych nianiek a nie au pair,  które są starsze i z którymi nie za bardzo jest o czym gadać. 

Ale przy okazji poznawania ludzi - wczoraj przytrafiła mi się śmieszna przygoda. Po pracy wyszłam z psem na spacer do Central Parku. Zaczęło kropić więc postanowiłam, że zawrócimy już do domu i byliśmy już na powrotnej ścieżce, gdy Duffy nagle zawrócił obok siedzącego na ławce mężczyzny i centralnie załatwił mu się przed nogami. Byłam zażenowana, zaczęłam przepraszać i oczywiście sprzątać psie odchody... Facet - starszy gość - zaczął się śmiać i od razu powiedział, że mój akcent chyba nie jest amerykański i pytał skąd pochodzę. Mówię więc, że z Polski, na co on kalecząc odpowiedział :  "Jak się masz?". I tak zaczęliśmy rozmawiać, okazało się, że ma bzika na punkcie nauki języków i po polsku coś tam potrafił prostego powiedzieć. Rozmawialiśmy o wszystkim i niczym aż totalnie się rozpadało i oboje stwierdziliśmy, że bez sensu stać na deszczu i trzeba się ruszyć, szczególnie że Duffy - sprawca całej sytuacji- moknie. Przeszliśmy więc w tę samą stronę i  część mojej drogi do domu po prostu przegadaliśmy o pierdołach. I pomyślałam - nigdy nie wiesz co się może wydarzyć i kogo możesz spotkać na swojej drodze. 
Nigdy nie wiesz czy Twój pies nie zesra się komuś centralnie pod nogami, a ten ktoś okaże się bardzo miłym człowiekiem, z którym odbędziesz ciekawą pogawędkę tak po prostu... 

A oto jak zdrowo się odżywiamy z Agatą... na kolację kultowe "Shake Shack". Burger, fryty z serem i moje pierwsze (tak, nie do wiary!) piwo w Ameryce:)



Times Square, na którym wszystko Cię może zaskoczyć... i nigdy też nie wiesz co zaskoczy Cię w metrze w drodze powrotnej do domu. Dziś np, około trzynastoletni chłopiec wszedł i zapowiedziany przez swojego starszego brata zaczął śpiewać Thinking out loud Ed Sheerana. A ja z uśmiechem na twarzy wracałam do domu... 

Własnie zamówiłam bilety do Philadelphii ! Za tydzień w piątek wybieram się na małe zwiedzanie i poszukiwanie mojej nowej nalepki na walizkę :) 

No comments:

Post a Comment