Tuesday, January 26, 2016

Norwegian trip.

Pamiętacie film "Terminal" z Tomem Hanksem w roli głównej? Główny bohater Wiktor Naworski, imigrant z fikcyjnego państwa - Krakozji ląduje na Międzynarodowym Lotnisku JFK w Nowym Jorku. Na jego nieszczęście dokładnie w tym momencie w jego kraju dochodzi politycznego upadku, w skutek czego USA natychmiastowo zrywa stosunki dyplomatyczne z jego państwem i jego dokumenty stają się nieważne, tym samym traci on możliwość opuszczenia strefy przylotów i wejścia na teren Nowego Jorku, a żeby było zabawniej zostaje pozbawiony również prawa powrotu do kraju. Innymi słowy - utknął na lotnisku na kilka miesięcy.

Pewnie zastanawiacie się dlaczego o tym piszę. 
Nie, nie zatrzymali mnie na lotnisku.
Udało mi się bezpiecznie dotrzeć do NYC i szczęśliwa, choć nie wyspana siedzę w swoim łózku. Ale udało się nie bez kłopotów.

Moje pierwsze skojarzenie z wczorajszą przygodą to właśnie ten film, bo własnie tak czułam się oczekując na mój lot powrotny do NYC. Niespodziewanie utknęłam w Oslo na 14 godzin. I siedząc większość czasu bezczynnie na lotnisku tak właśnie się czułam, jakbym utknęła tam na wieczność...

Planowo miałam czekać na swój lot 8 godzin, z czym byłam już pogodzona od dawna. Niestety, jak tylko doleciałam z Berlina o godzinie 11.30 było wiadomo, że samolot jest opóźniony i wyleci około 1 w nocy. Kiedy dołączyli do mnie Agata i Piotrek, postanowiliśmy pojechać do centrum Oslo i spożytkować jakoś ten czas. I w ten sposób minęło nam kilka godzin, ale po powrocie na lotnisko wciąż było przed nami dużo czekania. W ramach tego, że nasz lot był opóźniony, przewoźnik zagrawantował nam "rację żywnościową", a mianowicie mogliśmy kupić sobie coś do jedzenia za kwotę 158 koron, co jedynie brzmi dużo... Jako, że na jedzenie naszła nas ochota kiedy wszystko na lotnisku zaczęli zamykać brałyśmy z Agatą co było. I tak - za dopłatą 40 koron z własnej kieszeni zakupiłam 3 coassainty ( i to jeszcze w promocji!, banana, wodę i shake'a truskawkowego. Droga ta Norwegia...
Emotikon smil


Tak mijały godziny, a my siedzieliśmy sobie w naszym kąciku, a kiedy na tablicy pojawiło się magiczne "Go to gate" popędziliśmy do samolotu! Ale koniec końców - wycieczka po Oslo całkiem udana - przeliśmy się troszkę po mieście, zmarzłam niesamowicie, przejechałam się norweskim pociągiem, zjadłam norweskiego-tureckiego kebaba, zobaczyłam zmianę warty pod Pałacem Królewskim...





O godzinie 3 nad ranem szczęśliwie wylądowałam w Nowym Jorku. Wykończona, choć z bagażem nowych doświadczeń i kolejnymi przygodami do opisania udałam się do domu i padłam na łózko, by następnego dnia powrócić do swojej "au pairskiej" rzeczywistości.

No comments:

Post a Comment