Monday, February 22, 2016


Naszła mnie taka refleksja - co tak właściwie jest w Nowym Jorku, że lubię to miasto? W czym tkwi ta magia, o której mówi wiele osób. Magnetyzm, który przyciąga i sprawia, że chce się tu przebywać. Trudno określić, ale jest w tym coś takiego, co powoduje, że często zwyczajnie spacerując ulicami miasta uświadamiam sobie, jak bardzo będę tęsknić za wieloma widokami.
Nie mając planu na wolną sobotę postanowiłam po prostu wziąć mój aparat i wyść z domu, iść przed siebie. 

Pierwsza rzecz, za którą kocham Nowy Jork uderzyła mnie już w metrze, gdzie trzech facetów tańczących w pociągu wywołuje na mojej twarzy uśmiech od samego rana. Uwielbiam te przejażdżki metrem, podczas których natrafiam na różnego rodzaju ulicznych artystów, bardziej lub mniej utalentowanych. Czasami robiących nieprawdopodobne wrażenie, aż chce się przystanąć i nigdzie nie spieszyć lub tańczyć w rytm granej przez nich muzyki. Jednak najbardziej lubię tych, którzy wpadają do pociągu, włączają muzykę i tańczą, stają na rękach, robią przeróżne figury, tańczą na rurach, wieszają się na  poręczach. Moim zdaniem trochę ryzykując, bo przecież ciężko jest czasem utrzymać równowagę stojąc w pędzącym pociągu metra i nie trzymając się niczego. Dlatego ich podziwiam i zawsze wywołują we mnie duże wrażenie, uśmiech na twarzy i zarażają pozytywną energią.

Wysiadłam na stacji Grand Central. I po prostu udałam się przed siebie, przemierzając ulice  i napawając się widokami jakie oferuje Nowy Jork. Szłam tak sobie mijając wszystkie te "drapacze chmur", żołte taksówki, budki z hot-dogami... I nawet tłum ludzi mnie nie denerwował, i nawet Times Square, którego unikam jak ognia wydawał się taki wspaniały. Tak godzinami mogłabym wpatrywać się w ikony nowojorskiej architektury jak Chrysler Building, Empire State Building czy Flatiron... Za takie dni lubię to miasto, kiedy po prostu włóczę się bez celu, podziwiając wszystko dookoła, wpadając w stan głębokiej refleksji.  


Resztę dnia spędziłyśmy z Agatą na Brooklynie, gapiąc się na Manhattan i Brooklyn Bridge, który dziś na zdjęciach w roli głównej. Mojej ekscytacji na punkcie tego "jak wspaniały jest ten widok" nie było końca! I choć to nie był pierwszy raz, kiedy tam byłam oczywiście wciąż nie mogłam nacieszyć się, że tu jestem. Choć ostatecznie troszkę też ubolewałam nad tym, że czas leci zbyt szybko i niedługo ten widok trzeba będzie pożegnać. 





    I tak, nie mając zupełnie planu na wolną sobotę, spędziłam ją najlepiej jak się tylko dało. Kończąc               ten cudowny dzień sącząc starego dobrego polskiego Żywca na Williamsburgu. I to kocham najbardziej - nie zawsze muszę mieć plan, wystarczy wyjść z domu i pójść przed siebie i brać garściami to co oferuje Nowy Jork! 




No comments:

Post a Comment